piątek, 29 kwietnia 2016

Dziennik oblężonego Krakowa 2016. Premier też można...

Drogi Panie Prezesie, świat do Pana krzyczy: Ratunku! Zbuntowana wiosna - wczoraj deszcz, dzisiaj słońce gorące. Żadnego porządku, żadnej kontroli. Bez Pana nie ma żadnej nadziei. Nie wiem czy wyjść z domu i kiedy, nie wiem jak się ubrać. Nie wiem kto jest kto. Nawet ten sąsiad, który się uśmiecha szczerząc zęby, dzień dobry panu mówi, a ja wiem co on sobie myśli. On chce utopić mnie w łyżce wody! Panie Prezesie świat jest przeciwko nam, ale jesteśmy silni, bo jesteśmy Polakami, prawdziwymi Polakami, a nie żadnymi przebierańcami, donosicielami. Buczy mi w uszach i wyrywa się z piersi, cała Polska z was się śmieje komuniści i złodzieje. Trzymają mnie na duchu Pańskie słowa prawdy, jedynej prawdy jaka była, jest i będzie. I dobrze, że Pan dyscyplinuje swoich żołnierzy, bo dyscypliny nigdy dość. Na polu bitwy trzeba dyscyplinować generałów, a w rządzie trzeba czasami opieprzyć premiera. To mi się bardzo podoba, Panie Prezesie. Nie ma świętych krów. Jeszcze musi Pan obsztorcować pana Zbynia, bo ostatnio nic o nim nie słychać, tak jakby się zapadł pod ziemię albo był zajęty remontem mieszkania w Nowym Sączu.

Panie Prezesie, tu na miejscu, u nas, w Krakowie nadal nie jest łatwo. Zewsząd dochodzą wrogie odgłosy. Miejsce mojej obserwacji wydaje mi trochę spalone. Dzisiaj na moim placu chyba sprzedawcy zamienili się miejscami (Pan Prezes wie, że specjalnie mówię półsłówkami, żeby w razie gdyby list dostał się w niepowołane ręce to, żeby wrodzy kryptolodzy połamali sobie zęby na tym kodzie). Zawsze tam gdzie są kwiaty dzisiaj podejrzany powiesił letnie sukienki. To musi być jakiś znak dla nich. Kiedy podszedłem i chciałem jak zwykle podsłuchać oni urwali rozmowę na proszę bardzo. Oj, to nie jest normalne. A potem sprzedawca zaczął mówić z obcym akcentem. Nie przechytrzy mnie Niemiec, który udaje ukraiński akcent, bo to są wysłannicy wrogów Polski finansowani przez masonerię z Brukseli! Panie Prezesie, wytrzymałem i schowany za męskie reformy słuchałem uważnie.
- I widzi pan, złotówka spada, a jak tak dalej pójdzie to...
- No tak, jak tak dalej pójdzie to będzie jak kiedyś, dwa miesiące pracy Ameryce i cały rok bimbania w Polsce.
- A żebyś pan wiedział, że i tak może być. Że gospodarka tego nie wytrzyma.
- Proszę panią to jest pewne jak dwa razy dwa.

Wyskoczyłem z impetem z ukrycia i przerwałem im tą zdradliwą pogawędkę. Jesteśmy w Krakowie bez przerwy oblężeni przez tych szubrawców, którzy nie wierzą w Pana, Pani Prezesie. Uciekłem stamtąd, żeby już tego nie słuchać i nie pozwolić na ranienie moich głębokich uczuć do ojczyzny naszej i rodaków, i narodu naszego, który za Panem murem stoi.

 
I jeszcze jedno Panie Prezesie, wyrzucić na łeb na szyję tą całą Komisję Wenecją, bo oni panoszą się w naszym kraju jak u siebie w tej całej Wenecji. Jak trzeba będzie to ich na gondolach wywieziemy. Niech całe dobro świata spłynie na Pana, Panie Prezesie i niech Pan trwa na wieki wieków, bo bez Pana to jak tego ojca jedynego.

1 komentarz: