sobota, 12 listopada 2016

Zacofańcy polityczni

Kluczowe pytanie dla zrozumienia rzeczywistości politycznej i medialnej brzmi: kto ma rację? Ten kto ma rację jest rozumiany przez większość i wybierany do rządzenia państwem. Innymi słowy racja zawsze leży po stronie rządzącego, bo rządzący posiadają większość, która została przekonana do racji rządzonego. Jeszcze raz: Racja polityczna jest kluczem do zrozumienia tego, co się dzieje, bo to dzieje się naprawdę.



Tak rozumiana racja nie jest kategorią ontologiczną (racja w rozumieniu Leibniza to inna racja) i wskazuje na daleko posunięty relatywizm w postrzeganiu rzeczywistości. Punkt widzenia, a w tym przypadku punkt, w którym mamy rację, zależy od punktu siedzenia. Spójrzmy na przykład. Pięciu ślepców dotykało różne części ciała słonia i każdy miał inne wrażenia, co za tym idzie inną rzeczywistość. Jeden czuł wielką ścianę błota, drugi dwie ostre włócznie, trzeci wielki, gruby, ciężki sznur, czwarty szorstkiego węża zwisającego z gałęzi, a piąty był przekonany, że dotyka drzewa. Każdy z nich miał do czynienia ze słoniem, niestety żaden z nich nie miał możliwości obejrzenia zwierzęcia z dystansu i doświadczenia prawdy. Ślepcy, dopóki nie przestaną się kłócić, nie będą w stanie poznać choć namiastki rzeczywistego stanu rzeczy. Każdy z nich ma rację. Rządzi pewnie ten, który ma największego kija albo najmocniejszy głos. 

W grze politycznej mamy do czynienia ze ślepcami, którzy każdy na swoją modlę powtarzają swoje racje, które biorą się z fragmentarycznego oglądu świata. Jednak w grze politycznej chodzi o coś więcej, o przekonanie większości do swojej wizji świata. Należy koniecznie wziąć pod uwagę kondycję mentalną narodu i nie popaść w pułapkę uproszczenia sprawy do powiedzenia, że ludzie potrzebują świętego spokoju i odkręcić ciepłą wodę. Odpowiedni wniosek, jak się wydaje, wyciągnęła ekipa obecnie rządząca i przy pomocy, a to zupełny przypadek - etnografa z Koziej Wólki (bez obrazy miejscowości, raczej chodzi o obrazę tej osoby…) dotarła do archetypów dziewiętnastowiecznej wsiowatości w umysłach mieszkańców krainy nadwiślańskiej. Gigantyczną rolę odegrał również mesjasz narodu ksiądz ojciec dyrektor (który zwyczajem meksykańskim powinien mieć przynajmniej osiem imion), który utrwala nigdy niewystępujący model życia z przeszłości. Racją zajęli się ludzie, którym nie zależy na prawdzie, ale na władzy. Niestety jest to część gry politycznej.

Historia uczy nas, a przynajmniej tych, którzy uważają, że historia nie została zmyślona przez Tuska i mają jako tako trzeźwe umysły, że igraszki z racją nie zawsze prowadzą do happy endu. W styczniu 1945 roku w Niemczech miała miejsce premiera filmu Veita Harlana pod tytułem Kolberg. Celem tego filmu było podniesienie morale zdruzgotanej porażkami armii niemieckiej, a przy okazji całego społeczeństwa niemieckiego. Fabuła filmu była oparta na fakcie historycznym, który został zupełnie zmanipulowany. Obrona twierdzy Kołobrzeg przed wojskami Napoleona w 1807 roku nie miała charakteru wielkiego wydarzenia historycznego, stanowiła malutki epizodzik. W filmie bohaterowie zioną wielkim patriotyzmem i wolą walki. To był najdroższy film w dziejach III Rzeszy. Film, który miał zmienić losy świata. Film, który miał przekonać Niemców, że naród wybrany jest w stanie obronić się przed całym światem. Niemcy nie zdążyli uwierzyć w aż tak wydmuchaną bzdurę, niestety we wcześniejsze bzdury wierzyli bezgranicznie. Przekonanie, że ludzie uwierzą we wszystko co im się powie jest ryzykowne, ale w czasami się NIE sprawdza.

Okazuje się, że w grze politycznej przywiązanie do przeszłości jest wielkim, a nawet gigantycznym narzędziem do manipulacji masami. Ten kto potrafi powiedzieć innym, że to co jest teraz - jest złe i przyszłość będzie zła, a tylko przeszłość była dobra, bo trzeba mieć szacunek do ojców i matek, ten jest cynikiem (we współczesnym tego słowa znaczeniu) i ten czasami wygrywa. Zaprzeczyć rzeczywistości i zdefiniować ją od początku - oto sposób na sukces polityczny. To się udało na chwilę, a za chwilę to najprawdopodobniej runie, bo to kolos na glinianych nogach. Tak! Obrzydliwie greckie porównanie z obecną sytuacją oddaje stan rzeczy - partia rządząca to kolos na glinianych nogach. Przyzwyczajeni do filmów o godzilli mędrkowie widzą to co widzą i nie potrafią dojrzeć nawet nieodległej przyszłości. Z punktu widzenia, który znajduje się poza tym układem sprawa jest jasna - zacofańcy polityczni rządzą krajem. 
Od 1989 roku kraj nad Wisłą rozwijał się w błyskawicznym tempie. Porównanie do krajów, które startowały w tym samym czasie z tego samego miejsca ilustruje olbrzymi postęp jaki się tu dokonał. A jednak trzeba za to zapłacić. Około pięciu milinów ludzi nie nadążyło i teraz oni decydują. Nie podoba im się rozwój, nie podobają im się nowe technologie, nie podobają im sie rządy rozumu. Wyznaczają nowy kierunek - stagnacja umysłowa, bo przecież nie mają siły iść dalej, wracają chętnie do dziewiętnastowiecznych zabobonów traktują świat jako nieustanną herezję i marzą o rządach romantycznych, żeby tylko nie szkiełkiem i okiem…

Czy trzeba ich rozumieć? Czy tylko wysłuchiwać inwektyw z ich strony? Czy może poprawnie zignorować? Czy po prostu przypomnieć im miejsce w szeregu? Co można zrobić?

1 komentarz:

  1. Wybrać Korwina na króla Polski z Braunem w roli ważnego doradcy.

    OdpowiedzUsuń