niedziela, 22 czerwca 2014

Wywód polityczny

Wywód:
1. Na boisku grają piłkarze, piłkarze wzbudzają emocje kibiców.
2. Wśród kibiców są politycy, politycy stają się rozgrzanymi przez emocje piłkarskie.
3. Emocje powodują obniżenie poziomu zdrowego rozsądku, a więc w polityce na czas mundialu dzieją się rzeczy, w ocenie zwykłego zjadacza chleba, mało poważne.

Z jednej strony należałoby zjawisko poprawnie zignorować, z drugiej strony właśnie w takich chwilach widać słabości graczy. Ale nie wszyscy są kibicami. Jest polityk, którego nie można uważać za kibica, a nawet mógłby być przykładem mężczyzny zdezorientowanego w świecie sportu. Mowa tu o Jarosławie Kaczyńskim – graczu, którego żaden klub nie kupi z dwóch powodów: braku gotówki (bo ten gracz nie ma konta bankowego) oraz obawy, że bezwzględnie zdominuje drużynę na wieki wieków. Ten gracz jest jak Arjen Robben – wykonuje zawsze ten sam zwód i strzela bardzo dużo bramek – fenomen piłkarski. Na gruncie polityki: jeszcze nie wiadomo co się stało – winny jest Tusk.



Zaskakujące: polityk nie jest kibicem (ani sportowcem), a zachowuje się jak rasowy napastnik reprezentacji Holandii.
Gra nie tylko dotyczy polityków. Minęło kilka dni od interwencji ABW i prokuratora w redakcji Wprost. Janina Paradowska mocnymi słowami potępiła zachowanie Olejnikowej Jak się jest emocjonalnym, to się nie chodzi na konferencje – innymi słowy jak ogląda się mundial po północy to lepiej potem pójść spać. Rozgrywka polityków z politykami i dziennikarzy z dziennikarzami w tym rejonie szachownicy wyraźnie zmienia oblicze. Zazwyczaj, wbrew pozorom, dziennikarze są bardzo zachowawczy, nie wchodzą w drogę politykom, starają się być ponadto – jak w powiedzeniu ustąp głupszemu. Jednak po naruszeniu terytorium dziennikarskiego (a być może o to chodziło) husaria ruszyła na Wiedeń z odsieczą. Dziennikarze zaczęli politykować, ponieważ poczuli, że mogą. O święta naiwności!

W demokracji wszystko jest na swoim miejscu. Tu nie ma rewolucji. Struktura polityczna i hierarchia (polityków i urzędników) zmienia się powoli – nieliczne wyjątki to między innymi gigantyczne zmiany w Niemczech w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Wielu dziennikarzy przechodziło na stronę polityki (patrz: Mieczysław Rakowski – ostatni premier w PRL), pewno wielu ma ochotę przejść – lepsze pieniądze, większe możliwości rozwoju personalnego, szacunek… Gra jaka toczy się na polskiej scenie politycznej nie dopuszcza nie-polityków. Porażką dla dziennikarza i trochę upokorzeniem jest przyłapanie go przed lustrem jak przymierza się do roli prezydenta wszystkich Polaków. W ten czas mundialu…

czwartek, 19 czerwca 2014

Wprost kontra Tusk

Zasadą polityki jest regułą umiarkowanego zaufania. Trudno to porównać do przepisu ruchu drogowego o zasadzie ograniczonego zaufania, ponieważ trudno sobie wyobrazić jaką gigantyczną landarą jeździłby premier albo prezydent. Tydzień od 16 do 22 czerwca jest jednym z najgorętszych tygodni w tym roku. Wprost publikuje podsłuchane rozmowy. Do redakcji Wprost wchodzi (nie widziałem tam jakieś tragedii osobistej) prokurator i zadaje kłam światu, że Polska jest krajem demokratycznym. Jednym słowem świat stanął do góry nogami.


Wnikając w szczegóły afery podsłuchowej, o których nie wspomnę tu nawet odrobinę, należałoby użyć bardzo dobrego komputera do przetwarzania olbrzymiej ilości danych. Ta gra polityczna przerosła ludzi i zaczyna dziać się poza nimi. Każdy może z niej wyjść zwycięsko i każdy może przegrać. Zostały naruszone zasady gry, więc teraz należy rozejrzeć się kto będzie stanowić nowe lub... jak same z siebie się napiszą. Chaos.

W Jesieni patriarchy Gabriel Garcia Marquez świetnie uchwycił moment po panowaniu wodza. Mam wielką nadzieję, że u nas tego nie będzie. Z drugiej strony, jeśli już żyjemy w demokracji i straciliśmy zaufanie do rządu, opozycji, mediów, sądów to na czym możemy budować państwo? Wymienię jeszcze raz:
Czy można wierzyć Tuskowi?
Czy można wierzyć Latkowskiemu?
Czy można wierzyć zamieszanym w aferę, jeśli każdy szuka swojej szansy (Wipler najbardziej)?
Kto potrafi utrzymać pion i grać fair play?

czwartek, 12 czerwca 2014

Poważna gra polityczna dziennikarzy

Czołowe tygodniki społeczno-polityczne w Polsce (kolejność przypadkowa): Newsweek, Wprost, Polityka, Do Rzeczy, W Sieci po wizycie Obamy w Polsce i hucznie obchodzonym święcie pierwszych wolnych wyborów (teraz już należy pisać częściowo wolnych) różnie sprawę relacjonują. Ogólnie panuje przyjemna atmosfera. Gra jednak toczy się o ludzkie dusze, więc każdy ma swój sposób.

W Newsweeku Tomasz Lis zaczyna od sensownej równowagi we wszechświecie i kończy fantastycznym stwierdzeniem, że „już dwa mistrzostwa wygraliśmy”. Przy okazji możliwości (albo i musu) wypełnienia słowami całej strony, wypełnia ją faktami mało znaczącymi, wspomina Roberta Kagana, Dwighta D. Eisenhowera i kilkakrotnie używa liczby 25. Redaktor naczelny „jaja sobie robi”. Trudno komentować tekst, który jest nie ma temat. Tytuł „Stało się, Polsko, stało się” bardziej odwołuje się do zbliżających się mistrzostw w Brazylii niż do rzetelnego pisania za pieniądze.

Wprost o Obamie nie napisał, nie było sprawy. Przyleciał i poleciał. Ciekawsze jest szpiegostwo, układy i spiski od oficjalnej polityki.

Po lekturze Janiniy Paradowskiej wiem, że nasz prezydent jest uparty; wiem, że pierwszy tydzień czerwca 2014 roku może przejść do historii i autorka to dokumentuje i wiem, że – a to zabawne – Anna Zalewska udawała Joannę Szczepkowską. Nie wiem dlaczego mam wiedzieć o posłance grającą rolę aktorki. Nie obchodzą mnie takie małe rzeczy, że nieuchwytne jak ulotka.

Do Rzeczy - artykuł Pawła Lisieckiego nawiązuje do polskiej szkoły wspaniałych przemów dydaktycznych. Niestety smród dydaktyczny jest nie do ścierpienia. Ta gra o tym, kto popełnia jaki błąd w ustach dziennikarza bawi czytelnika.

Z tygodnika W Sieci dowiedziałem się, że Lis i Gugała dostali nagrody, a Karnowscy czekają na swoją władzę. Ot i dziennikarstwo – plotkarstwo. Natomiast cytowany przez Piotra Skwiecińskiego Churchill „z pewnością to jest koniec tragicznego dla niej początku” – rzecz o Ukrainie, powala z nóg. Dziennikarze lubią rzeczy ostateczne. Kto ich nie lubi.

W tym tygodniu rywalizację moim zdaniem wygrała jednogłośnie Janina Paradowska. Gdyby nie wstawka o aktorzeniu aktorki byłby to wyśmienity komentarz dziennikarski do ostatnich wydarzeń. Pozostali grają jak mogą. Ponieważ mogę pozwolić sobie na analogię z piłką nożną to stwierdzę, że polscy dziennikarze grają tak jak polscy piłkarze, wszyscy zdobywają mistrzostwa świata, ale nie w tej dyscyplinie do której są zapisani.

środa, 11 czerwca 2014

Gracze polityczni cz. 1

Bohaterem tygodnia, który błyszczy we wszystkich mediach jest ...


Siła 5
Moc 4
Emocje 10
Sprawność fizyczna 10

wtorek, 10 czerwca 2014

Nasza wiedza o świecie. Wiemy czy nie wiemy?

Co wiemy o świecie, a czego nie wiemy? Na to pytanie odpowiedział Karl Taro Greenfeld w New York Times 22 maja 2014 i w nagłówku postawił tezę: Jeszcze nigdy nie było tak łatwo udawać, że wie się bardzo dużo, podczas gdy nie wie się nic.

Krótko: autor artykułu twierdzi, że nie wiemy nic, ponieważ czytamy nagłówki i algorytm rządzi naszą wiedzą oraz, że żyjemy pod dużą presją posiadania informacji (tu zgodnie z intencją autora popełniam błąd braku precyzyjnego opisu każdego akapitu).

Artykuł oczywiście jest tak do kitu, że nie będę go komentować. Sprawa jest ciekawa, jeśli chodzi o pytanie co wiemy, a czego nie wiemy o świecie formułując własne oceny i żywiąc przekonanie do jednych poglądów i odrzucając inne.

Jeżeli wiemy, że Korwin-Mikke ma kilkoro dzieci, koty, psy, szanujących go sąsiadów i szalone pomysły na uzdrowienie świata to czy kolejny artykuł pod tytułem Korwin-Mikke chce zamknąć schroniska dla zwierząt jest w stanie zachwiać naszą wiedzą o poglądach naszego europosła? Oczywiście, że nie. Ilość informacji jaki posiadamy jest tak olbrzymi, że nie musimy mieć dodatkowych. Tak to już jest, że człowiek formułuje ogólne sądy na podstawie kilku informacji (nie wnikam teraz czy robi to prawidłowo, zgodnie z zasadami logiki, czy nie).

Gra w jaką zabawiają nas politycy (i nie tylko) polega na dopasowaniu (odpowiednim interpretowaniu) faktów do konkretnego światopoglądu. I tutaj wiedza jest niepotrzebna, ponieważ przekonania potrzebują uzasadnienia, a uzasadnienie często jest wynikiem sympatii lub antypatii lub innych czynników nieracjonalnych.

Czyli co? Ano to, że każdy żyje w swoim świecie. Gra o przekonania jest jak gra w szachy, jeśli wygram to znaczy, że mam rację i musisz to uznać. Jeśli wygram z tobą 1000 razy możesz mieć jeszcze wątpliwości, ale jeśli wygram 10 tysięcy razy pewno te wątpliwości będą mniejsze. Po prostu gra, w której informacja, wiedza i przekonania są tylko po to, żeby grę urozmaicić. Czytamy nagłówki nie po, żeby zmienić nasze przekonania, ale żeby je potwierdzić. A jeśli już mamy przekonania to po co je zmieniać. Niech ktoś się o to postara...

piątek, 6 czerwca 2014

Jak czuł się Putin w czasie obchodów D-Day?

Świat naoglądał się i naczytał na temat desantu wojsk alianckich na wybrzeże Francji w 1944 roku. Nikt nie mógł podejrzewać, że w tym roku rocznica stanie się tłem dla desantu wodza rosyjskiego na Świat Zachodni. Kamery z wielką uwagą śledziły każdy ruch pewnego siebie przywódcy Rosji. Wiele osób zadawało sobie bardzo zgubne pytanie natury moralnej Jak on się czuje? Otóż to, w tej grze takie pytanie jest bezpodstawne - dosłownie nie ma żadnego odniesienia.
Wspaniałe widowisko urządzone przez Putina - impreza na światowym poziomie - pokazała, że polityka to proces dzielony na etapy i zdarzenia. Gracz ze Wschodu przyleciał zakończyć etap pod tytułem To ja rozdaję karty. Zdarzenie w Normandii miało dwa wymiary: na Zachodzie, że wszystko wraca do normy i nie trzeba podnosić zbyt wielkiego larum o jakiś tam Krym, na Wschodzie, że oni jedzą mi z ręki - jestem wielkim wodzem bez strachu i bez skrupułów.

wtorek, 3 czerwca 2014

Osobliwa pamięć Polaka

Dwa impulsy popchnęły mnie to refleksji nad pamięcią Polaków pierwszy to pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego, drugi to przypadająca dwudziesta piąta rocznica wolnych wyborów. Przy okazji wspomnę też o programie Tomasza Lisa, który zaprosił do siebie polityków i historyków, którzy najpierw opisali swoje wzburzenie pogrzebem Jaruzelskiego, a potem pod naciskiem prowadzącego orzekli, że powinniśmy świętować radośnie 4 czerwca. Pewno takie są reguły rozmowy w studiu telewizyjnym, że należy przystawać na opinię prowadzącego.
Posłużę się porównaniami. W trakcie meczu Lechii i Śląska skandowano A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści. To był sposób na uczczenie pamięci premiera Tadeusza Mazowieckiego.
W trakcie pogrzebu Wojciecha Jaruzelskiego na Powązkach Wojskowych rozbrzmiewały z oddali gwizdy i krzyki przypominające zachowanie kiboli.
Demokracja dopuszcza takie formy wyrazu, a media chętnie je podłapują. Te dwie sceny świadczą raczej o chęci uczestniczenia obywateli w życiu politycznym kraju, a nie są powodem do oburzenia. Nasza młoda demokracja odwołuje się do jednego pogrzebu sprzed siedemdziesięciu dziewięciu lat, który niestety nie może być odniesieniem dla kolejnych z wielu powodów.
Druga para do porównania: rocznica wejścia do Unii Europejskiej i rocznica 4 czerwca. Tą pierwszą zapamiętamy z bardzo drogiego spotu, być może z popisów wokalnych premiera i jakiejś uroczystości lokalnej.
Drugą, jestem pewien, zapamiętamy dzięki obrazkowi Barracka Obamy (Warszawianie z utrudnień w poruszaniu się po capital'u).
Nie umiemy świętować wielkich rocznic, ponieważ nie umiemy ich organizować ani planować. Łatwiej nam zorganizować festyn z okazji dni miasta czy gminy niż nieokreśloną w żaden sposób uroczystość, na której ma być bardzo oficjalnie i radośnie. Oficjalnie i radośnie - wykluczają się (wyjątkiem były obchody pierwszomajowe przed 1989 rokiem :-) ) Wracam do tematu. Mamy doskonałą pamięć. Polacy pamiętają to wszystko co powinni pamiętać. Trzeba jedynie pamiętać, że każdy pamięta co innego.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Listy otwarte, czyli Listy Otwarte - głosy rozpaczy

Rozpacz istnienia przejawia się na wiele sposobów. List Otwarty do prof. Jana Hartmana został podpisany Serdecznie pozdrawiam, Anonimowy Obywatel. Pewnie będzie to komentowane. Przez weekend nie uczestniczyłem w życiu politycznym (w roli obserwatora, bo tylko taką akceptuję) i byłem bardzo zaskoczony, że tekst anonimowy stał się przyczyną takiego niepokoju mediów. Najlepszą rzeczą jaką mogą robić media to ignorować anonimowe teksty i będzie to bardzo poprawne ignorowanie. Jeśli zrobią wyjątek to mówiąc językiem biura odpowiedzialnego za kampanię na rzecz olimpiady - sami siebie karają. Będzie musiała powstać specjalna jednostka w każdej gazecie, która będzie śledzić anonimowe teksty w prasie i internecie (internet napisałem z małej litery jak przykazał prof. Markiewicz). Treść listu jest bardzo interesująca i wszystko wskazuje na autora, który należy do grona wspierających się wszędzie i o każdej porze polskich profesorów na wieczność. Powiedziałbym więcej, że autorem jest człowiek, który jest profesorem, ale nie wie, że analiza języka jakim się posłużył może go zdemaskować. Czy głos bardzo merytoryczny ma znaczenie? A co profesor napisał w liście? Czy działając nie zaprzeczył swoim słowom? Pozdrawiam Anonimowy Obywatel.