czwartek, 11 września 2014

Poloneza czas zacząć, czyli kolejny polityczny początek

Zaczyna się nowe – nowe rozdanie, początek gry. Przyszłość polityczna Rzeczypospolitej jest tworzona właśnie teraz. Potrafimy sobie wyobrazić tylko tyle na ile pomagają nam politycy. A na ile polska polityka jest przewidywalna, a na ile działają w niej siły dzikie i nieokiełznane.

Dzisiaj nastąpiło uroczyste przyjęcie dymisji premiera (choć brzmi to absurdalnie, dymisja kojarzy się raczej pejoratywnie, sprawa nabrała charakteru bardzo odświętnego). Wiemy, że to przecież tylko formalność, bo dalej przez jakiś czas pracę premiera będzie wykonywać Donald Tusk.

Każde działanie współczesnych nam polityków musi być związane z działaniem PR, a więc takim, które w swoim szlachetnych założeniu ma nam obywatelom uświadomić wagę wydarzenia. Ta gra polityczna jest prosta – krzyczeć w taki sposób, żeby wszyscy słyszeli i uważali, że ten krzyk jest piękny (trochę tak jak ze śpiewaniem osób, które tego nie potrafią, ale chcą, żeby wszyscy uwierzyli w co innego).

Siedem lat rządów Donalda Tuska to pasmo zwycięstw. Oto one: zwycięstwa w wyborach siedem razy, z kryzysem raz a dobrze, szybka reakcja na katastrofę smoleńską, dwie powiedzie i dwie rewolucje na Ukrainie. Zwycięstwa, zwycięstwa… i zwycięstwa pyrrusowe. Nie chcę powiedzieć, że zginęło dużo ludzi, ale wyjechało bardzo dużo. Gracz Donald Tusk wykazał się doskonałymi umiejętnościami dryblingu przeciwnika na całym boisku oraz bardzo dobrą kondycją. Grał trochę tak jak ambitni piłkarze Atletico – wybiegać i wygryźć zwycięstwo.

Nie pozwolił, przez okres kiedy grał, na afery korupcyjne lub dzięki jego zdecydowanemu sprzeciwowi proces korupcyjny został udoskonalony! Zobaczymy niebawem efekty… Czy zrobił dużo w ciągu siedmiu lat? Na razie jest najdłużej nam panującym premierem w III RP. Co wynika z tego faktu? Że powinien być najsurowiej osądzony, ponieważ jeśli przyjdzie kolejny jegomość na siedem czy osiem lat to będziemy wymagać od niego znacznie więcej.

(na podstawie J. Paradowskiej)

środa, 10 września 2014

Konflikt polityczno-militarny - gra z wieloma rozwiązaniami.

Stoją przed nami szachy. Naprzeciwko siedzi przy stole dwóch zawodników, którzy spotkali się tu i teraz, żeby zagrać ze sobą. Każdy przyniósł ze sobą własną motywację, własne doświadczenie i własną wytrzymałość psychiczną. Jakkolwiek nie będziemy się temu przyglądać to zawsze mamy dwóch zawodników (nawet jeśli jeden z nich jest zespołem ludzi o niejasno wytyczonej hierarchii). Naprzeciwko tego, którego imienia wypowiadać nie wolno jest sztab ludzi Unii Europejskiej, prezydent USA i szefostwo NATO.

Źródłem konfliktów jest obiektywna sprzeczność interesów. Interesem USA i UE jest wzbogacanie się. Interesem tego, którego…, a zarazem najbogatszego człowieka na ziemi nie jest wzbogacanie się, ponieważ on wszystko już ma. Jego interesem jest przejście do historii tak jak Iwan Groźny (dostał baty pod Pskowem) czy Piotr Wielki (ten car zaczął po cichu przygotowywać Rosję do aneksji Polski). Czy kogoś tak zmotywowanego można zatrzymać? Raczej nie! Jedyną drogą jest konfrontacja sił!

Rosja jak nigdy dotąd od czasów Wojny Ojczyźnianej nie czuła takiej siły. Naród nie miał poczucia przynależności do Wielkiej Rosji od czasów zimnej wojny. Balon został nadmuchany i nie sposób wypuścić tak szybko z niego powietrza.

Rozwiązanie konfliktów nie z Rosją, ale z tym, którego imienia nie wolno wypowiadać nie może być próbą negocjacji win-win. Myślenie kategoriami kompromisu w tym wypadku nie odniesie żadnego pożądanego celu. Należy przyjąć historyczną naukę od wielkich przywódców. Jechać do Moskwy w celu oddania hołdu wielkiemu przywódcy i w tym samym czasie zaatakować ze wszystkich stron. W pierwszej kolejności odebrać Krym i ziemie zagrabione na Ukrainie. Czy taki scenariusz jest możliwy? Raczej nie, ale pomarzyć wolno.

wtorek, 9 września 2014

Będzie gra w wojnę, czy gra w uciekanie?

Będzie wojna czy nie będzie wojny? Co o tym myśleć? Jak się przygotować na jedną i drugą ewentualność?
Jeśli pozostaniemy bezmyślni, możemy obudzić się z ręką w nocniku. Jeśli pozostaniemy bez działania możemy stracić wszystko co mamy i co jeszcze mieć możemy, a to jakby nie było duża strata dla każdego indywidualnie.

Teoretycy mówią, że mamy dwa rodzaje stopni konfliktów:
Konflikt, który nie został zawczasu zażegnany, rozwija się i staje się coraz bardziej intensywny. Można wyodrębnić dwa jakościowo różne stopnie inten¬sywności konfliktu: konflikt ograniczony, którego uczestnicy mają na celu wyłącznie usunięcie przeszkód w realizacji dążeń zablokowanych przez działa¬nia przeciwnej strony, i konflikt rozlany, czyli taki, którego celem jest już nie tylko realizacja zablokowanych dążeń, ale przede wszystkim zniszczenie prze¬ciwników (symboliczne, moralne, polityczne, a nawet fizyczne) bądź zadanie im szkód czy cierpień. Można go też określić jako konflikt destruktywny (Deutsch, 1973).

Wódz wschodniego świata, którego imienia wypowiadać nie wolno, bo to nigdy nie wiadomo czy czasami jakaś cegłówka nam na głowę nie spadnie, włada swoim światem przypominając wielkich wodzów. Zachowuje się tak jak zakuty rycerz w walce z armatami. Czy śmiać się z niego, czy płakać? Czy może już płakać nad sobą? Wojna stała się faktem. Czy będzie to konflikt ograniczony czy rozlany? Otóż ten, którego imienia nie wolno wypowiadać zrobi wszystko, żeby ta wojna miała charakter rozlany, czyli na sto procent dotknie niebawem Polaków. Zresztą teraz on nie ma wyjścia, Tusk zaszedł zbyt wysoko. Dla niego to niemal osobista obraza.

Ilu Polaków już uciekło z powodu wojny na Wschodzie? Ilu o tym myśli?