piątek, 18 marca 2016

Cisza drgających słojów powietrznych

Mam wątpliwość czy nawiązanie do Brunona Schulza w kontekście polityki, marnej polityki jest odpowiednie, ale traktuję to jako inspirację, stąd pozostawiam sprawę nierozstrzygniętą. Bohater tego wywodu pełni najważniejszą funkcję w państwie ku przestrodze następnym pokoleniom i być może nic po nim nie pozostanie, a przecież szkoda nie móc uczyć się na gigantycznych błędach.
"Cisza drgających słojów powietrznych" nieodmiennie od wielu już lat kojarzy mi się z samotnym dyktatorem oderwanym już od jednego świata i pogrążony w drugim. Przypadek kierujący czasami ludzkimi losami jest bardziej okrutny niż się tego spodziewamy. Oto stoi przed nami ktoś kto jak, żeby odnieść się do współczesnych mediów, Joffrey Baratheon - nieszczęsny młody król z serialu Gra o tron, jest bezwolny. Ta tragiczna postać, pełniąca rolę marionetki walczy o swoją pozycję w historii dziejów, z góry będąc skazaną na sromotną porażkę. Młody król Joffrey dla zwiększenia dramaturgii wydarzeń politycznych zostaje otruty, ale to nie jedyny scenariusz, która można było napisać nieszczęśnikowi. Szekspir króla Ryszarda III unieszczęśliwił po tysiąckroć każąc mu na koniec jego przygody z władzą prosić o konia w zamian za całe królestwo. Przyglądamy się naszemu bohaterowi pełni współczucia, a czasami i pogardy, i zastanawiamy się dlaczego literatura jest tak dosłowna w ilustrowaniu ludzkich słabości i dlaczego tak kiepsko się jej uczymy (zwłaszcza w ostatnich dynamicznych politycznie czasach).

Z pewnością coraz częściej będzie się mówiło o samotności człowieka postawionego na piedestale. Ktoś odejdzie z gabinetu, ktoś przypomni o przeszłości, aż świat zapomni o człowieku i będzie widział symbol człowieka zagubionego w meandrach własnych wyobrażeń. Marquez charakteryzował kogoś takiego, że:
"stał się człowiekiem zamyślonym i ponurym, i nie zwracał uwagi na to, co do niego mówiono, tylko wpatrywał się w mrok oczu, by odgadnąć to, czego mu nie mówiono". I osiągnął apogeum swojego bycia u władzy w samotności, ponieważ "był tak samotny w swej chwale, że nawet wrogów nie miał". Przerażające! Ale i okrutne. Człowiek pozostawiony sobie samego przestaje odczuwać jakiekolwiek granice jakie nakłada społeczność w jakiej żyje. Wykreowany świat staje się natarczywą oczywistością. Człowiek władzy mówi, że dba o wspólnotowość narodu i zaczyna wierzyć, że to co mówi nie ma służyć samej wspólnotowości ludzi, ale jego uniesieniu w czasie kiedy porywa ludzi magicznym słowem wspólnota lub wspólnotowość. Zatracony w swej ułudzie staje się bardzo podatny na surowe oceny krytyków, aż w końcu postanawia uwierzyć, że jest świat śmiertelnie mu wrogi i musi go zniszczyć. Wtedy pojawia się… okrucieństwo. Prędzej czy później okrucieństwo wychodzi jak larwa z poczwarki i widzimy jak młody, ambitny Joffrey staje się zidiociałym tyranem sterowany jak pacynka palcem twórcy.

2 komentarze:

  1. Tak się stanie, bo żaden dyktator na poważnie, czy dyktator marionetka nie kończyli inaczej. Czas się modlić za nieszczęsną duszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeszcze jedno. Można rozpisać konkurs. Jaki będzie ostatni okrzyk prezydenta przed zejściem ze sceny.

    OdpowiedzUsuń