Wpatrzony
w lustro człowiek śmiertelny jako ten Sokrates, bo wszem i wobec znana jest owa
słabość Sokratesa, czasami przestaje widzieć mocno, obsuwa się na fundamencie i
kiedy nie widzi tak mocno to słabo, wręcz słabowicie dostrzega rysy i pęknięcia
wizerunku własnego powstałego na kształt i podobieństwo.
Nie
trudnym zadaniem okaże się dowiedzenie, że to co widzimy w zwierciadle odbiciem
jest światła podającego na przedmiot. Należy wykonać to doświadczenie
ostrożnie, bo już w dziecięctwie przestrzegano nas o oczach tragicznych -
oczach Bazyliszka, który nigdy nie dożył chwili, w której zmęczenie organu
patrzącego zamieniało się w ogląd ciemnej strony mocy. Doświadczenie
obojętności na światło wydobywa ponętny, szczegółami obdarzony, czasami nawet
lekko rozmyty, nieostry, ale bliski wewnętrznemu stanowi obraz patrzącego w
lustro. Wydobywa się wśród drgających tych słojów powietrznych cień narastający
z głębi niejako duszy patrzącego.
Ogarnia
go ów cień narosły i patrzący lustrem się stając, postrzega lustrem, myśli
lustrem, a lustro jest jego prawdziwym nim. Wtedy już nie masz patrzącego, a
jedynie jego nieskazitelne lustrzane odbicie, które pozbawione jest, że też
pozwolimy sobie użyć zupełnie oderwanego od kontekstu rosyjskiego słowa -
aszybki.
Bez
żadnej wątpliwości rzec by można, że oto obiekt pożądania zwany dalej Panem
Narodem również w swym życiu doświadczał i doświadcza spotkania ze
zwierciadełkiem. Usprawiedliwić swój wybór należy tym, że rzecz o Pani
Narodowej byłaby znacznie dłuższa i wzbogacona wieloma dodatkowymi
niepotrzebnie wyciąganymi na świat dzienny wątkami do sprawy nic nie
wnoszącymi. Stąd oto w lustro niech spojrzy dla dobra wspólnoty Pan Naród,
którego charyzmaty znane są jak śmiertelność Sokratesa.
I
spojrzał.
Barwy na
obliczu Pana Narodu zeszły o oktawę głębiej i kiedy bohater nasz mógł wreszcie
dostrzec we własnym odbiciu zmarszczki, rysy, pęknięcia, szramy, bruzdy,
znamiona, piętna i zarysowania wpadł zbyt szybko, chciałoby się powiedzieć, że
przy udziale nieznanego enzymu, katalizatora, akceleratora, wpadł w zwierciadło
stając się nim w całej swojej okazałości. Odbiciem swym w sile własnego
przekonania będąc Pan Naród stał się nieskazitelny i nieskazitelnością zionąc w
biegu kilku miesięcy niedostrzeżenie zaczął oglądać z niepokojem trójwymiarową,
szkodliwą dla doskonałości rzeczywistość i patrzył drugą stroną.
A potem
niezłomny już Pan Naród postanowił nigdy, przenigdy nie wracać do postaci, w
której miałby mierzyć się z walorami, a i przy okazji przeciętnościami, i tu i
ówdzie szczególnościami czy też niepoprawnie używając tego słowa - słabościami.
Pan Naród doświadczył nowego, pełnego życia, życia. Z całą powagą bez zbędnych
chichów i traktowania spraw żartobliwie lub skandalicznie zabawnie Pan Naród
kroczy ku świata bez zdrajców, bez sprzedawczyków, bez kolaborantów, bez
donosicieli, bez kogokolwiek i w końcu bez ludzi - żywych nosicieli całego tego
dziadostwa w świecie, bo przecież po co komu ludzie ludziom, jeśli w lustrze
nie ma żadnych ludzi tylko odbicia.
Aż na
koniec przyjdzie Pan Naród i przejrzy się w ukrytym skrzętnie zwierciadle i
utonie w kolejnym odbiciu, ostatnim i ostatecznym, ponieważ następnego nie
będzie, bo jak miałoby być coś zupełnie pozbawione wymiaru jakiegokolwiek -
niemożliwe, bzdurne. I zniknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz