środa, 16 marca 2016

Bez chichów

Wpatrzony w lustro człowiek śmiertelny jako ten Sokrates, bo wszem i wobec znana jest owa słabość Sokratesa, czasami przestaje widzieć mocno, obsuwa się na fundamencie i kiedy nie widzi tak mocno to słabo, wręcz słabowicie dostrzega rysy i pęknięcia wizerunku własnego powstałego na kształt i podobieństwo. 



Nie trudnym zadaniem okaże się dowiedzenie, że to co widzimy w zwierciadle odbiciem jest światła podającego na przedmiot. Należy wykonać to doświadczenie ostrożnie, bo już w dziecięctwie przestrzegano nas o oczach tragicznych - oczach Bazyliszka, który nigdy nie dożył chwili, w której zmęczenie organu patrzącego zamieniało się w ogląd ciemnej strony mocy. Doświadczenie obojętności na światło wydobywa ponętny, szczegółami obdarzony, czasami nawet lekko rozmyty, nieostry, ale bliski wewnętrznemu stanowi obraz patrzącego w lustro. Wydobywa się wśród drgających tych słojów powietrznych cień narastający z głębi niejako duszy patrzącego.
Ogarnia go ów cień narosły i patrzący lustrem się stając, postrzega lustrem, myśli lustrem, a lustro jest jego prawdziwym nim. Wtedy już nie masz patrzącego, a jedynie jego nieskazitelne lustrzane odbicie, które pozbawione jest, że też pozwolimy sobie użyć zupełnie oderwanego od kontekstu rosyjskiego słowa - aszybki.

Bez żadnej wątpliwości rzec by można, że oto obiekt pożądania zwany dalej Panem Narodem również w swym życiu doświadczał i doświadcza spotkania ze zwierciadełkiem. Usprawiedliwić swój wybór należy tym, że rzecz o Pani Narodowej byłaby znacznie dłuższa i wzbogacona wieloma dodatkowymi niepotrzebnie wyciąganymi na świat dzienny wątkami do sprawy nic nie wnoszącymi. Stąd oto w lustro niech spojrzy dla dobra wspólnoty Pan Naród, którego charyzmaty znane są jak śmiertelność Sokratesa.

I spojrzał.

Barwy na obliczu Pana Narodu zeszły o oktawę głębiej i kiedy bohater nasz mógł wreszcie dostrzec we własnym odbiciu zmarszczki, rysy, pęknięcia, szramy, bruzdy, znamiona, piętna i zarysowania wpadł zbyt szybko, chciałoby się powiedzieć, że przy udziale nieznanego enzymu, katalizatora, akceleratora, wpadł w zwierciadło stając się nim w całej swojej okazałości. Odbiciem swym w sile własnego przekonania będąc Pan Naród stał się nieskazitelny i nieskazitelnością zionąc w biegu kilku miesięcy niedostrzeżenie zaczął oglądać z niepokojem trójwymiarową, szkodliwą dla doskonałości rzeczywistość i patrzył drugą stroną.

A potem niezłomny już Pan Naród postanowił nigdy, przenigdy nie wracać do postaci, w której miałby mierzyć się z walorami, a i przy okazji przeciętnościami, i tu i ówdzie szczególnościami czy też niepoprawnie używając tego słowa - słabościami. Pan Naród doświadczył nowego, pełnego życia, życia. Z całą powagą bez zbędnych chichów i traktowania spraw żartobliwie lub skandalicznie zabawnie Pan Naród kroczy ku świata bez zdrajców, bez sprzedawczyków, bez kolaborantów, bez donosicieli, bez kogokolwiek i w końcu bez ludzi - żywych nosicieli całego tego dziadostwa w świecie, bo przecież po co komu ludzie ludziom, jeśli w lustrze nie ma żadnych ludzi tylko odbicia.

Aż na koniec przyjdzie Pan Naród i przejrzy się w ukrytym skrzętnie zwierciadle i utonie w kolejnym odbiciu, ostatnim i ostatecznym, ponieważ następnego nie będzie, bo jak miałoby być coś zupełnie pozbawione wymiaru jakiegokolwiek - niemożliwe, bzdurne. I zniknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz