wtorek, 28 października 2014

Ukraina 2014 - wybory to gra losowa.

Ukraina przed wyborami była podzielona, niezdecydowana i pełna obaw. Zwykli Ukraińcy – ci ze Lwowa, bo z nimi miałem przyjemność rozmawiać, są zmęczeni kolejnymi rewolucjami rządowymi. Przestali wierzyć w zmianę układu politycznego, ale zyskali dużo większego sprzymierzeńca – zaczęli wierzyć w siebie.

W państwie, które było pod dużym wpływem rosyjskim mentalność odgrywa kluczową rolę. Kiedy Juszczenka był prezydentem to traktowali go jak potencjalnego wodza, który poprowadzi naród. Niestety Juszczenka prowadził politykę jak intelektualista, a nie jak zamordysta. Teraz Ukraińcy przestali wierzyć w jednego człowieka, a zaczęli dostrzegać, że demokracja oparta jest na sporze elit. Daleką analogią jest rok 1995, Polska; kiedy Kwaśniewski zostawał prezydentem wielu uważało, że to początek powrotu do komuny – stało się na szczęście inaczej. W tym czasie mieliśmy już wyraźnie zarysowany obraz elit walczących o władzę. Myślę, że dokładnie to samo dzieje się na Ukrainie. Ludzie mówią, że Poroszenka jest bardzo bogaty i nie rozmawia po ukraińsku z rodziną, że Jacyniuk jest inteligentny, zna wiele języków, ale jest chytry i Kijów na niego głosować nie będzie, że jest szansa na to, że ludzie Majdanu dostaną choć odrobinę głosów i będą tworzyć większy społeczny ruch. Ludzie mówią i przystają na to, po warunkiem, że Ukraina będzie się uniezależniać od Rosji, zbliżać do Europy, bo w Europie jest dobrze.

W czasie wyborów, na przykład we Lwowie, odbywały się dodatkowe festyny. Przy Pałacu Potockich był festiwal sera i wina. Tłumy ludzi, które przyszły na głosowanie były pogodzene z tym, że za oddanie głosu nie dostanie się pieniędzy albo wódki jak za czasów Janukowycza. Ich głos będzie ważny dla nich samych, bo chcą uczestniczyć w wyborach.

To smutne, że na Cmentarzu Łyczakowskim pojawiają się kolejne groby młodych lwowian walczących na wschodzie.

foto: Małgorzata Trocha

czwartek, 2 października 2014

Nowy bóg - Pijarowit. Nowa religia - Pijarowizm

Najwyższa kapłanka oddała hołd bóstwu, które nazywa się Public Relations. Wiadomo, że celem działań public relations jest dbałość o dobry wizerunek, akceptację i życzliwość wobec publiczności.


Od kilku lat w Polsce i na świecie ta religia rozszerza się dynamicznie i gromadzi licznych wyznawców. Na ołtarzu PR składa się coraz więcej wartości, które uchodzą za autentyczne.
PR zżera jak Pacman kolejne napotkane osoby i wydarzenia. Każdą rzecz, jaką można wypowiedzieć publicznie składa się na ołtarzu.

MORALISTA: Co dzieje się ze składanymi na ołtarzu ofiarami?
WYZNAWCA PR: Różnie.
MORALISTA: Ale co na przykład?
WYZNAWCA: Czasami udaje się tym osobom osiągnąć coś szczególnego, wyjątkowego, niespotykanego…
MORALISTA: Dobrze, dobrze… Co konkretnie?
WYZNAWCA: Wielki kapłan PR Donald Tusk został…
MORALISTA: Ale pytam o ofiary, a nie o kapłanów.
WYZNAWCA: Ofiary… to fatalne słowo, jednak jeśli już używamy takiego słowa to te tak zwane ofiary otrzymują pomoc.
MORALISTA: Czy po tym jak zostały wciągnięte w grę, na której zupełnie się nie znają można im pomóc?
WYZNAWCA: Tak.
MORALISTA: W jaki sposób?
WYZNAWCA: Nie ma żadnego zagrożenia.

Oglądamy kolejny odcinek gry politycznej, który kieruje się prawami nam nieznanymi, ponieważ jest to gra środowiskowa. Kiedy dzieci bawią się w piaskownicy kilka godzin tworzą własne reguły porozumiewania się, które nie zawsze są zrozumiałe dla osób z zewnątrz. Porównanie polityki do piaskownicy w tym kontekście nie wymaga komentarza.
Myślę, że katolicy powinni zorganizować krucjatę przeciw wyznawcom PR… może nawet kilka wypraw…