wtorek, 12 kwietnia 2016

Dziennik oblężonego Krakowa 2016. Dzień pierwszy.

Kraków, kwiecień, tuż po obchodach.

Panie Prezesie, dziękuję, że Pan jest. Proszę się nie martwić. Będę pisać szyfrem. Nikt nie zorientuje się, że przekazuje Panu pełne dane o stanie państwa ze stołeczno-królewskiego miasta. Postaram się, żeby to był wojskowy raport. Przepraszam za swój czasami skrótowy i tajemniczy język, ale sytuacja tego wymaga.


Jesteśmy oblężeni. Nikomu nie można ufać. Wszystko jest zakamuflowane. Życie wygląda tak jak wcześniej, ale wszyscy wiemy, że to tylko pozory. Nie wiem kto jest kto, jednak, mój drogi Panie Prezesie dowiem się tego wcześniej czy później. Staram się nie patrzyć ludziom w oczy, żeby się nie zdradzić. Moja misja jest dużo ważniejsza i nie mogę pozwolić sobie na błąd. Uważnie słucham tego, co do mnie mówią. Bardzo uważnie. Szybko i sprawnie wyciągam wnioski. Żadne słowo mi nie umknie. Przepraszam, że nie robię szczegółowych notatek, ale w każdej chwili dnia i nocy jestem w stanie wskazać każdego, kto Pana obraził albo z Pana szydził. Mam bardzo dobrą pamięć do twarzy.

Tu na placu Na Stawach, choć nazwy nie powinien wymawiać, mam doskonały punkt obserwacji. Chodzę alejkami i przysłuchuję się co mówią ludzie, a mówią Panie Prezesie, rzeczy warte uwagi. Nie będę szczegółowo opisywać stoisk i ludzi, żeby nie zostać zdemaskowany. Posłużę się metodą symboli. Niech ubranie - ta maska upadłej klasy handlarzy, będzie służyć za punkt doniesienia. Ale do rzeczy, bo chcę powiedzieć jak jest.

Sprzedawczyk w granatowej koszuli tuż przy wejściu knuł z dwiema młodymi klientkami w beżowym płaszczyku.
 - Teraz, od kwietnia to stać panie na dużo więcej. Widzę wypchane torby.
- A to dlaczego stać nas na więcej? - zapytała jedna z nich wskazując młodszemu dziecku, żeby poszło już do samochodu.
- Polskim matkom teraz żyje się lepiej. W końcu dostały pieniądze na wychowanie dzieci.
- A co też pan mówi? Na wychowanie to jeszcze ze cztery razy tyle, kochany panie.
- Żaden pieniądz jak to mówią nie śmierdzi. Jeszcze jedne wybory i będzie podwyżka. - z nienawiścią do Polski uśmiechnął się sprzedawczyk.
- Trzeba brać jak dają, drogi panie.
- I uciekać jak biją - dodał z przebiegłą miną kapusia stalinowskiego.

Podła żmija pozwala sobie na aluzje pod adresem naszej Pani Premier. Nie potrafiłem tego wytrzymać spokojnie. Pochyliłem głowę i przeszedłem obok bąkającego coś tam, coś tam, tego zdrajcy w granatowej koszuli. Nie mogłem go dotknąć, ale bardzo chciałem. Gdybym to zrobił zorientowałby się natychmiast kim jestem.  Wróciłem do domu. Tutaj czuję się swobodnie i mogę do Pana pisać.
Panie Prezesie melduję, że zadanie wykonałem. Odnalazłem dzisiaj zdrajcę narodu szargającego dobre imię naszej kochanej Ojczyzny. Umieściłem go na liście, którą w każdej chwili mogę Panu dostarczyć. Koniec raportu.

Nikt inny mnie tak nie rozumie jak Pan Prezes.
Tomasz Kokoski, ale podpisuję się inicjałami TK (nomen omen! - muszę chyba zmienić nazwisko)

2 komentarze:

  1. Ty Kokowski tak naprawdę czy w drugim zamiarze. Co ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Dowódco (bo wiem, że Pan się zorientuje, że chodzi o oficera łącznikowego) tylko traktuję rzecz poważnie. Czołem! (Powinienem Ku chwale..., ale nie chcę się ujawnić)

    OdpowiedzUsuń